Gdy Krissow znów zemdlał wstałam. Nie ma co robić, więc postanowiłam iść na spacer. Ale będę musiała uważać. Co jeśli to coś co go zaatakowało zaatakuje i mnie. Trzeba się mieć na baczności. Ruszyłam przed siebie. Przyglądałam się ośnieżonym drzewom i krzakom. Wiosną i latem wyglądają ciekawiej. A zwłaszcza jesienią. Tyle kolorów. Znalazłam się na polanie. Obszernej polance. Wyglądającej pięknie. Śnieg i lód utworzyły dużo pięknych sopli na gałęziach. Nagle poczułam w okolicy jelenia. No cóż ślinka cieknie. Potruchtałam w jego stronę. Zatrzymałam się przy krzakach. Stał tam. Na innej polance. Szukał jedzenia. Szybko skoczyłam na niego. Szarpał się próbując uciec. W szybkim tempie zakończyłam jego żywot. Rozejrzałam się dla bezpieczeństwa. Nikogo nie ma. Spokojnie zaczęłam jeść. Gdy zadowoliłam żołądek wróciłam na poprzednią polanę. Postanowiłam tu trochę posiedzieć. Położyłam się i wsłuchiwałam w okolicę. Spokój i cisza. Mój spokój przerwało to, że poczułam coś w pobliżu. Nie jelenia. Nie dzika czy inne zwierzę. Coś obcego. Zerwałam się i rozglądałam. Coś już najwyraźniej wiedziało, że wiem o jego obecności. Bo się już nie ukrywało. Rozglądałam się szybko, bo słyszałam hałas raz tu raz tam. Co to jest, że porusza się tym tempem. Nagle z krzaków wyszła postać. Zauważyłam tylko czarne łapy i kawał pyska, bo obcy miał na sobie pelerynę. Ciemno szarą peleryne. Słyszałam jak warczy. Ustawiłam się w pozycji bojowej. Wilk rzucił się w moją stronę. Szybko uskoczyłam, a jego długa peleryna przesunęła mi po oczach...
-Kim jesteś?- spytała mała szara waderka.
-Nikim złym. Mów mi Dante. A jak brzmi twoje imię?- powiedział czarny basior.
-Ren..
-Bardzo ładnie. Pomożesz mi szukać pewnej rzeczy.
-Ale.. rodzice.. będą źli..
-Nie zauważą.. Później cię odprowadzę..- przekonywał.
-No... Dobrze.- odparła waderka wesoło, bo zawsze chciała przeżyć przygodę.
Obraz zniknął mi sprzed oczu, którymi szybko zamrugałam. Co jest. Co to było. Obcy wykorzystał moje roztargnienie. Przycisnął mnie do ziemi. Na niebie zaczęły się gromadzić chmury. Poczułam lekki lęk. Zmieniłam się w kałużę i wycofałam. Obcy znów skoczył. Udało mi się go uniknąć. Przy okazji złapałam go za łapę. Jęknął, a ja mocno trzymałam. Silny jest, pomyślałam. Po kilku chwilach wyrwał łapę z mojego uścisku. Miał ją nieźle poszarpaną. Skoczył, a jego peleryna powiała na wietrze. Burza się wzmagała. Szybko padłam na ziemię, a on przeleciał nade mną, ale przejechał mi ostrymi pazurami po grzbiecie. Krzyknęłam i poczułam jak po plecach ścieka mi krew. Odsunęłam się i spojrzałam na niego. Dalej po głowie walał mi się obraz rozmowy. Małą waderą byłam ja. Obcy patrzył na mnie. Nagle z ziemi wynurzyły się cienie i mnie otoczyły...
-Co to jest?- spytała wilczka i patrzyła na Dante jak trzyma Kryształ, który mu dała.
-Nic złego. Nie zaboli cię.- zapewnił basior.
Mała patrzyła jak otaczają ją ciemne macki. Ale się nie bała. Wierzyła Dante'owi. Przecież był dla niej miły. Nagle zobaczyła las i swoich rodziców.
-Cześć mamo cześć tato!- krzyknęła.
Nagle ktoś się na nią rzucił. Poczuła jak kły rozrywają jej ciało. Iluzja zniknęła. Do ziemi przyciskał mi ją Dante. Śmiał się jak opętany. Próbowała go zepchnąć, ale miała za mało siły. Nie wytrzymała. Zaczęła krzyczeć dalej próbując się wyrwać...
Wstrząsnęłam głową. Co to było. Jakieś wspomnienia. Nagle skapnęłam się, że podczas mojej wizji obcy odwołał cienie i przycisnął mnie do ziemi. Burza szalała już na dobre. Wichura zaginała drzewa jak patyki. Wiatr zerwał kaptur z głowy obcego. Na ogół zniknęła cała peleryna odsłaniając rany na ciele obcego. Pewnie się z kimś już bił, bo to była jego krew. Ale nie mogłam teraz patrzeć jak wygląda na twarzy. Musiałam martwić się o życie. Wilk trzymał łapę na Krysztale. Zebrałam całą siłę i zrzuciłam z siebie wroga. Poleciał i uderzył w drzewo. Gdy się podnosił, poczułam jak macki ciemności unieruchamiają mnie. Próbowałam się wyrwać, ale miałam za mało siły.
Wtedy spojrzałam na twarz wilka. Zobaczyłam oczy. Czarne oczy, a pod nimi wykrzywione w perfidnym uśmiechu ostre zęby. Strach mój osiągnął poziom maksymalny, a razem z nim szalejąca wichura.
-Nie nie nie nie- wyszeptałam.
-Nareszcie cię dorwałem!- warknął Dante.- A teraz zakończę to co zacząłem dawno temu!
Patrzyłam na niego przerażona, próbując się wyrwać. Burza szalała, a Kryształ świecił niewielkim blaskiem. Przerażenie mnie sparaliżowało. Stałam bezbronna i unieruchomiona z wiedzą, że tym razem rodzina nie przyjdzie mi na pomoc. Z mojej piersi wydarł się krzyk... Wtedy on skoczył...
(Natsuko dokończy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz