Gdy inni zajęli się swoimi sprawami postanowiłam pójść na spacer. Mijałam zaśnieżone krzaki itp. W końcu mijanie ich to codzienność. Zatrzymałam się nad rzeką. Moje ulubione miejsce. Delikatnie dotknęłam łapą płynącej wody. Usiadłam i tworzyłam wszelakie wzorki. Woda była zimna, ale co tam. W końcu jest zima. Po kilku chwilach znudziło mi się siedzenie. Ruszyłam wzdłuż rzeki. Śnieg chrzęścił pod moimi łapami. Nagle trochę przed sobą zobaczyłam kulę czarnej sierści. Było na niej dużo krwi. Szybko pobiegłam do niej. Przekręciłam to coś. Okazało się, że to nieprzytomny basior. Był poważnie ranny. Rozejrzałam się ze strachem. A co jeśli sprawca jest w okolicy. Dobra. Trzeba zabrać go na polanę. Chwyciłam go za futro na grzbiecie i zarzuciłam na plecy. Jaki on ciężki... Ufff... Może go doniosę. Wolno ruszyłam w drogę powrotną. Szybko dotychczas przemierzona trasa wydawała się teraz trwać wieczność. Aż w końcu zmęczona minęłam ostatnie krzaki. Byłam wykończona i ubrudzona cudzą krwią. Seishin spojrzał na mnie. Jego oczy wyraziły szybko uczucia. W tym zdziwienie. Doszłam przez polanę do jaskini. Delikatnie ściągnęłam z siebie wilka. Sei dalej patrzył na niego.
-Może byś tak pomógł go opatrzyć.- powiedziałam i zajęłam się ranami.
On szybko podszedł i pomógł mi. Ciekawi mnie kto tak pocharatał rannego basiora. Gdy obcy był już zabandażowany Sei gdzieś poszedł. Ja usiadłam przy rannym, by poczekać aż się obudzi. Muszę go spytać kim jest napastnik i czy dalej gdzieś tu jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz